Autor: FWG
Komentatorzy polityczni w wielu krajach ustawiają go na tej samej półce co Donalda Trumpa, byłego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro czy premiera Węgier Viktora Orbána. Wpływowy portal Politico uznał go za przedstawiciela „brudnej dwunastki” – polityków, którzy przybyli na konferencję w Davos, ale nie pasują do tego dobrego towarzystwa, które walczy ze zmianami klimatycznymi, nierównościami i biedą.
Współpracująca z Politico australijska dziennikarka Zoya Sheftalovich nie szczędzi Milei uszczypliwości. Pisze o nim: „Szaleniec dzierżący piłę łańcuchową”, który ma „niezapomnianą fryzurę”, prowadzi „libertariańską politykę anarcho-kapitalistyczną”, lubi gangstera Ala Capone, a nie lubi papieża Franciszka, którego uważa za lewaka.
Przemówienie argentyńskiego prezydenta w Davos rzeczywiście odbiegało od konsensusu. Milei nie przepraszał za kapitalizm. Przeciwnie, mówił, że Zachód jest atakowany przez socjalizm, a kapitalizm wolnorynkowy jest nie tylko sprawiedliwy i moralnie lepszy, ale także doprowadził do największej ekspansji bogactwa i dobrobytu w historii.
Na wizerunek ekscentryka zapracował szokującymi występami w czasie kampanii wyborczej, podczas której obiecywał likwidację banku centralnego, jednostronne przyjęcie w Argentynie amerykańskiego dolara jako waluty obiegowej, drastyczne cięcia wydatków i biurokracji. Aby zobrazować te obietnice, występował z piłą tarczową, z czego nieustannie kpią jego przeciwnicy.
Wyborcy głosowali na niego, nie bacząc na ekstrawaganckie zachowanie i ryzykowny program, zapowiadający szokowe reformy gospodarcze. W drugiej turze otrzymał 55,69 proc. głosów, czyli wygrał z największą przewagą od 40 lat. Obywatele poparli go, gdyż stracili nadzieję, że bardziej konwencjonalni politycy, którzy doprowadzili Argentynę do ciężkiego kryzysu gospodarczego, mają skuteczniejsze niż Milei recepty.
Milei to nie Trump. Raczej Reagan
Podobieństwo do Trumpa czy Bolsonaro jest pozorne. Milei napisał kilka ciekawych książek, między innymi wydaną w ubiegłym roku „Koniec inflacji. Wyeliminować Bank Centralny, zakończyć oszustwo związane z podatkiem inflacyjnym i ponownie stać się poważnym krajem”. Stał się znany z występów w telewizji, w których domagał się zredukowania rozdętego i nieefektywnego państwa.
Jest dobrze wykształconym ekonomistą, autorem kilkudziesięciu prac naukowych, wykładowcą uniwersyteckim, byłym głównym ekonomistą kilku dużych prywatnych i publicznych instytucji finansowych. To go odróżnia od Bolsonaro, który nie interesował się ekonomią i pozostawił politykę gospodarczą swojemu ministrowi finansów Paulo Guedesowi.
Stany Zjednoczone za rządów Trumpa odnotowały wysoki deficyt i zwiększyły dług publiczny o prawie 7,8 bln dol., a Milei obiecał cięcia wydatków publicznych nawet o 15 pkt proc. w relacji do PKB. Trump jest protekcjonistą, który chce, by państwo pomagało amerykańskim firmom wygrywać z zagranicznymi konkurentami. Javier Milei w swych poglądach na gospodarkę jest bliski Reaganowi, nie Trumpowi.
W odróżnieniu od swych poprzedników i obecnych konkurentów Milei ma wolę przeprowadzenia głębokich reform, bez których gospodarka argentyńska będzie się pogrążała w coraz większej inflacji i chaosie. Kraj wielokrotnie nie był w stanie spłacać zaciągniętych długów, więc inwestorzy uciekają od argentyńskich obligacji. W roku 2023 inflacja w Argentynie osiągnęła 211 proc. – najwyższy poziom od lat 90. XX wieku. W ostatnich pięciu latach argentyńskie peso straciło ponad 95 proc. wartości w stosunku do amerykańskiego dolara. Kraj potrzebuje reform tak radykalnych, jak te przeprowadzone w Polsce na przełomie lat 80. i 90. XX wieku.
Historia argentyńskiej zapaści gospodarczej
W 1914 r. Argentyna była najbardziej zurbanizowanym krajem świata, a poziom życia jej mieszkańców był jednym z najwyższych w świecie. Stała się też najbardziej europejskim krajem Ameryki Południowej, przyjmując europejskie wzorce gospodarcze, polityczne i kulturalne. Ze Starego Kontynentu imigrowali tu wykwalifikowani robotnicy, rzemieślnicy, wielu wwoziło do kraju ducha przedsiębiorczości. Tworzyli popyt na rozmaite towary. Dla brytyjskich kapitalistów Argentyna stała się jednym z najważniejszych miejsc lokowania inwestycji w końcu XIX wieku.
W 1930 r. zaczęła się seria rządów wojskowych lub populistycznych. W 1943 r. jednym z uczestników kolejnego zamachu stanu był zafascynowany włoskim faszyzmem płk Juan Domingo Perón. Objął kierownictwo agencji rządowej zajmującej się problemami robotników, przeforsował wiele ustaw dotyczących prawa pracy i rozbudował funkcje socjalne państwa. Wiek emerytalny obniżono do 55. roku życia. Trzy lata później Perón został prezydentem. Państwo znacjonalizowało energetykę, górnictwo, banki, telekomunikację, służby komunalne, handel zagraniczny, koleje, linie lotnicze i flotę. Perón, by mieć władzę absolutną, usuwał niepokornych sędziów sądu najwyższego.
Żona Peróna, Evita, pochodziła z biednej rodziny. Była idolką argentyńskiego ludu. Rozdawała publiczne pieniądze, odwiedzała chorych w szpitalach. Zafascynowany nią jest papież Franciszek, który wspomina, że jako młody chłopiec spotkał ją w siedzibie młodzieżowej organizacji partii Peróna. Być może Evita rzeczywiście miała ogromną empatię i współczucie dla biednych, ale wraz ze swym mężem wyrządziła Argentynie wiele szkód.
Po początkowym boomie spowodowanym zakończeniem II wojny światowej argentyńska gospodarka zaczęła mieć coraz większe kłopoty. Nie mogła udźwignąć projektów socjalnych, władze próbowały finansować wydatki rozkręceniem inflacji, ale rozbudzone przez peronizm apetyty socjalne wciąż rosły. We wrześniu 1955 r. Perón został obalony w kolejnym zamachu stanu, lecz idea państwa opiekuńczego tak głęboko wrosła w mentalność Argentyńczyków, że utrudniała kolejnym rządom prowadzenie racjonalnej polityki gospodarczej.
Perón ponownie został prezydentem w 1973 roku, a po jego śmierci wielokrotnie wybory wygrywali przedstawiciele stworzonej przez niego Partii Justycjalistycznej.
Ideowi spadkobiercy Perona dołożyli swoje
W latach 2003-15 rządy w Argentynie sprawowali lewicowi peroniści Kirchnerowie – najpierw mąż Néstor Kirchner, potem jego żona Cristina Fernández de Kirchner. W latach 2019-23 prezydentem był związany z Kirchnerami Alberto Fernández.
Dorobek rządów Kirchnerów był katastrofalny. Rząd pani Kirchner znacjonalizował prywatne fundusze emerytalne, zabierając 30 mld dol. W styczniu 2010 r. Cristina Kirchner wydała dekret o utworzeniu Funduszu Dwustulecia w wysokości ponad 6,5 mld dol., zabierając te pieniądze z rezerw Banku Centralnego. Gdy prezes banku Martín Redrado odmówił, wydała dekret, który go zwolnił. Argentyńczycy trzymali swoje oszczędności w dolarach, by się chronić przed inflacją. Tymczasem rząd ustanowił kontrole walutowe, które ograniczały możliwość kupowania lub sprzedawania walut obcych.
W 2016 roku zostały przedstawione pani Kirchner zarzuty korupcyjne. Była prezydent miała rozstrzygać przetargi na korzyść zaprzyjaźnionego biznesmena Lazaro Baeza. Sędzia nakazał zamrozić jej majątek.
Pewne reformy próbował przeprowadzać umiarkowany prezydent Mauricio Macri, który wygrał wybory w 2015 roku. Macri stał przed znanym dylematem reformatorów – przeprowadzać zmiany szybko czy stopniowo. Nie miał większości w Kongresie, więc reformy ugrzęzły, a wyborcy nie odczuli poprawy sytuacji. W dodatku niewielkie rezerwy walut, jakimi dysponował Bank Centralny Argentyny, wydano na nieudaną próbę zapobieżenia załamaniu kursu peso.
Peroniści pod przywództwem prezydenta Alberto Fernándeza powrócili do władzy w 2019 roku. Rząd wywarł presję na Międzynarodowy Fundusz Walutowy, aby zgodził się na refinansowanie długu – bez choćby cienia reform gospodarczych. Kierownictwo MFW uległo, obawiając się, że zawieszenie spłaty długu pogorszy sytuację finansową tej międzynarodowej instytucji. Problem został tylko odsunięty w czasie, a rząd Fernándeza wykorzystał pożyczkę na zwiększenie wydatków budżetowych. Skończyło się to hiperinflacją, rosnącym ubóstwem i pustą kasą państwa. W 2020 roku inflacja wyniosła 48 proc., w 2021 – 48 proc., w 2022 – 72 proc., w grudniu 2023 – 211 proc.
Czy Milei zdoła udźwignąć polityczny ciężar reform?
Milei rządzi dopiero od miesiąca – został zaprzysiężony na prezydenta 10 grudnia. Odłożył na bok swoje wcześniejsze obietnice dotyczące wprowadzenia dolara zamiast peso i likwidacji banku centralnego. Za główny problem, z którym musi się zmierzyć, uznał słusznie deficyt budżetowy. W ubiegłym roku wyniósł około 5 proc. PKB, co w przypadku normalnego kraju nie byłoby niczym strasznym, ale dla notorycznego dłużnika, jakim jest Argentyna, która nie ma dostępu do rynków finansowych, z inflacją powyżej 200 proc. oznacza poważne kłopoty.
Zapowiedział terapię szokową: wyeliminowanie dotacji, ograniczenie wielkości administracji, skorygowanie cen zniekształconych przez lata kontroli. Wstrzyma także niektóre inwestycje w infrastrukturę publiczną i – wbrew swojemu libertariańskiemu credo – podniesie podatki. W krótkim okresie działania te prawdopodobnie pogłębią recesję. Istnieje ryzyko, że doprowadzą do dalszego spadku kursu peso, zwiększając presję inflacyjną. Ale terapia jest niezbędna, aby pokazać wiarygodną ścieżkę prowadzącą do równowagi budżetowej i obniżyć w drugiej połowie roku inflację.
Sama równowaga fiskalna nie wystarczy. Oczekuje się, że w najbliższych tygodniach rząd ogłosi nowy etap swojej strategii stabilizacyjnej, który skupi się na stabilizacji kursu walutowego i polityce dochodowej. Droga do stabilności będzie wymagała głębszych reform, takich jak stworzenie ram instytucjonalnych zapewniających Argentynie trwałą równowagę budżetową w długim okresie. Argentyna musi też odbudować rezerwy międzynarodowe w banku centralnym, zarówno poprzez rosnący eksport, jak i napływ inwestycji prywatnych i nowych środków z Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Terapia Javiera Milei może zostać storpedowana przez sprzeciw społeczny, zwłaszcza kontrolowanych przez peronistów związków zawodowych. Na razie kluczowym pytaniem będzie wielkość sprzeciwu społecznego wobec tych działań. Wydaje się, że prezydent ma poparcie wyborców, ale nie można lekceważyć faktu, że 45 proc. populacji żyje w ubóstwie.
Pisząc ten tekst, nie znam jeszcze zasięgu strajku generalnego zwołanego na 24 stycznia przez związki zawodowe. Przebieg strajku będzie dobrym barometrem pokazującym nastawienie społeczeństwa do reform Javiera Milei.
Witold Gadomski – dziennikarz, publicysta „Gazety Wyborczej”
Artykuł jest częścią cyklu Fundacji Wolności Gospodarczej „Okiem Liberała” i ukazał się również na stronie Wyborcza.pl.