Autor: FWG
33 lata od rozpoczęcia transformacji Polska ma najwyższy spośród krajów OECD udział przedsiębiorstw kontrolowanych przez państwo. Firmy te są wyraźnie mniej produktywne i zyskowne niż prywatne.
Autor: FWG
33 lata od rozpoczęcia transformacji Polska ma najwyższy spośród krajów OECD udział przedsiębiorstw kontrolowanych przez państwo. Firmy te są wyraźnie mniej produktywne i zyskowne niż prywatne.
Lewica niechętnie pogodziła się z ekonomiczną klęską realnego socjalizmu. Przyznaje, że system gospodarczy ustanowiony w ZSRR w latach 20. XX wieku i skopiowany w krajach satelickich po II wojnie światowej był nieefektywny i ostatecznie zbankrutował. Nie pogodziła się jednak z kapitalizmem, czyli systemem, w którym alokacja zasobów odbywa się poprzez rynek, na którym dominują podmioty prywatne. Marzy o czymś pośrednim między dawnym systemem nakazowo-rozdzielczym a rynkiem i oskarża o wywoływanie kryzysów „chciwych kapitalistów”. Francuski ekonomista Thomas Piketty, którego lewicowi intelektualiści okrzyknęli Marksem XXI wieku, proponuje zamianę kapitalizmu w „socjalizm partycypacyjny”. Według niego własność, dziś zagwarantowana prawem, powinna być przekształcona w coś tymczasowego i płynnego. W książce „Kapitał i ideologia” Francuz pisze o „tyranii własności”. Jego prace cytują nie tylko lewicowi ekonomiści, ale także nasza rodzima prawica na czele z Mateuszem Morawieckim.
„Ci, którzy nie pamiętają przeszłości, skazani są na jej powtarzanie” – pisał amerykański filozof i poeta George Santayana.
Nacjonalizacja jest łatwa i szybka
Upaństwowienie gospodarki nie było skomplikowanym zadaniem. Bolszewikom udało się to zrobić w 1918 r. kilkoma dekretami Rady Komisarzy Ludowych. W Polsce rządzący po II wojnie światowej znacjonalizowali w 1946 roku zakłady przemysłowe, dwa lata później „wygrali bitwę o handel”, czyli przejęli najpierw hurtownie, a później nawet małe sklepiki wiejskie, i przystąpili do „socjalistycznej industrializacji”, której celem miało być stworzenie jak największych mocy produkcyjnych, przede wszystkim dla przemysłu ciężkiego i wytwarzanie jak największej ilości produktów, bez względu na rachunek ekonomiczny, którego nie dało się prowadzić bez rynkowej wyceny nakładów i efektów.
Efektem przyspieszonej industrializacji był chaos i spadek poziomu życia. Już w połowie lat 50. rządzący w PRL zorientowali się, że gospodarka grzęźnie w kryzysie i konieczne są reformy. W środowisku reformatorsko nastawionych ekonomistów panowało przekonanie, że kluczem do naprawy socjalistycznej gospodarki jest jej decentralizacja i większa samodzielność państwowych przedsiębiorstw. Politycy, a zwłaszcza ich ekonomiczni doradcy, zdawali sobie sprawę z tego, że gospodarka oparta na wydawaniu rozkazów działa źle, ale nie zamierzali wracać do sprawdzonego kapitalizmu. Wymyślili więc „socjalizm rynkowy”, w którym przedsiębiorstwa będą państwowe, ale samodzielne, a duży wpływ na zarządzanie będą miały samorządy pracownicze.
Jak uratować gospodarkę socjalistyczną, czyli kwadratura koła
Reformowanie socjalizmu zaczęło się w 1955 roku i trwało niezmiennie aż do upadku systemu. Reformy nigdy nie zakończyły się sukcesem, jakim byłoby stworzenie stabilnej gospodarki bez niedoborów, zdolnej do szybkiego wzrostu i zapewnienia poprawy poziomu życia. Natrafiały na nieprzekraczalną granicę: brak jasno określonego właściciela przedsiębiorstw. Trzeba było dopiero sięgnąć po klasyków ekonomii, by zrozumieć, że bez własności rynek nie działa, więc socjalistyczna gospodarka rynkowa jest oksymoronem.
W roku 1956 powołano doradczy organ Rady Ministrów – Radę Ekonomiczną – w której znalazło się wielu ekonomistów-reformatorów. Jednym z dokumentów Rady były tezy „W sprawie przeprowadzenia zmian w handlu wewnętrznym”, które zalecały między innymi „zniesienie obowiązujących dotychczas cenników i receptury oraz związanie wysokości uposażenia kelnerów z wysokością zrealizowanych rachunków po odliczeniu wódki”.
W 1962 r. Gomułka rozwiązał Radę Ekonomiczną, uznając najwyraźniej, że sam potrafi mobilizować kelnerów do wydajniejszej pracy.
Zmorą upaństwowionej gospodarki był nieustanny niedobór – czasami większy, czasami mniejszy. Sytuacja się poprawiała, gdy władze decydowały się podnieść ceny, choć operacje te były politycznie ryzykowne i groziły społecznymi protestami, do których dochodziło nie tylko w Polsce, ale także w ZSRR. W czerwcu 1962 roku w Nowoczerkasku doszło do krwawo stłumionych rozruchów robotników. Protest był spowodowany drastycznymi podwyżkami cen mięsa i masła.
Centralny planista nie zastąpi rynku
Przyczyny chronicznych braków – nie tylko towarów konsumpcyjnych, ale także materiałów służących do produkcji – wyjaśnił węgierski ekonomista János Kornai w wydanej w latach 80. książce „Gospodarka niedoboru”. Według niego dążenie do maksymalizacji produkcji (bez liczenia się z jej efektywnością) sprawia, że w gospodarce nieustannie odczuwane są braki. Państwowe przedsiębiorstwa produkują ogromne ilości stali, cementu, węgla, różnego rodzaju śrubek, a mimo to produktów tych stale brakuje. Państwowa gospodarka zjada swój własny ogon.
Witold Gadomski – dziennikarz, publicysta „Gazety Wyborczej”
Artykuł jest częścią cyklu Fundacji Wolności Gospodarczej „Okiem Liberała” i ukazał się również na stronie Wyborcza.pl.