Jak zaznacza sam Zitelmann, zależy mu nie na abstrakcyjnym teoretyzowaniu, a na sprawdzeniu „jak było naprawdę”. W tym celu sięga do licznych prac z zakresu historii gospodarczej i socjologii, by pokazać, że nieprawdą jest, jakoby kapitalizm odpowiadał za głód i ubóstwo na świecie, pogłębiał nierówności społeczne, niszczył środowisko, był kontrolowany przez ludzi bogatych, prowadził do wojen, czy stanowił podatny grunt dla powstania faszyzmu. Autor przygląda się też niekontrowersyjnym na pierwszy rzut oka stwierdzeniom, że kapitalizm prowadzi do cyklicznych kryzysów, skłania ludzi do kupowania zbędnych produktów, czy że promuje egoizm i chciwość, by ostatecznie dojść do wniosku, że są to w najlepszym przypadki półprawdy, jeśli nie „ćwierćprawdy”.
W pierwszym rozdziale autor kładzie nacisk na pokazanie jakim dobrodziejstwem dla ludzkości była rewolucja przemysłowa, którą poprzedzała nie beztroska sielanka, a nieustanna nędza. Dla przykładu XVIII-wieczna Francja, czyli w tamtym czasie jeden z najbogatszych krajów na świecie, aż 16 razy doświadczyła powszechnych klęsk głodu. Gdy akurat nie głodowano, jedzono średnio 2000 kalorii dziennie, z czego ponad 60% stanowiły węglowodany z kiepskiej jakości chleba. Około 20% populacji z powodu niedożywienia nie było w stanie wykonywać żadnej pracy i mogli pozwolić sobie tylko na kilka godzin powolnego chodzenia dziennie, co skazywało ich na los żebraków. W innych państwach było podobnie lub gorzej. Taki stan rzeczy nie był w niczym lepszy od dwunastogodzinnych zmian w fabrykach. Mimo wielkiej eksplozji demograficznej praca w zakładach produkcyjnych zapewniała w krótkim okresie odżywienie organizmu, a w długim, poprzez inwestycje i podniesienie produktywności, zwiększała poziom życia pracowników. Żeby jeszcze lepiej to zobrazować: szacuje się, że standard życia angielskich robotników w latach 1781-1851 wzrósł o 86%.
Dla rozwiania wątpliwości tych, którym wydaje się, że skok cywilizacyjny w XIX w. wynikał tylko z upowszechnienia maszyny parowej, a nie działalności przedsiębiorczej, Zitelmann przytacza też bardziej współczesne dane. Dowiadujemy się więc, że wskaźnik skrajnego ubóstwa spadł z 42,7% w 1981, do 10% w 2021 r. Nie ma to też bynajmniej nic wspólnego z dystrybucją zachodniego bogactwa, bo na przykładzie Afryki widać, że w latach 1970-1988, czyli w okresie najhojniejszej pomocy zagranicznej, poziom ubóstwa wzrósł z 11 do 66%. Było to efektem napędzania korupcji, niszczenia rządów prawa i odstraszania inwestorów. Dużo ważniejsze od „darmowego” strumienia pieniędzy, są instytucje umożliwiające swobodne i bezpieczne prowadzenie biznesu.
Drugi rozdział dotyczy między innymi wzbudzających kontrowersje różnic w zarobkach menedżerów i zwykłych pracowników. Sporym zaskoczeniem dla czytelnika mogą być przytoczone przez Zitelmanna badania, z których wynika, że prezesi otrzymują zaledwie 68-73 % wartości, jaką wnoszą do zarządzanych do siebie firm. Dla porównania pracownicy otrzymują na ogół 85% swojego produktu krańcowego. Oznacza to, że prezesi są tak naprawdę bardziej niedopłacani od szeregowych pracowników.
Autor rozprawia się też z kiepsko uzasadnionym twierdzeniem, że większy poziom egalitaryzmu przekłada się na większy poziom szczęścia obywateli i analizuje dokładnie prace modnego od dekady lewicowego intelektualisty Thomasa Piketty’ego. Zdaniem Piketty’ego wzrost kapitału bogatych ludzi jest szybszy, niż ogólny wzrost gospodarczy, co ma oznaczać nieuchronny wzrost nierówności społecznych. Nie bierze on jednak zupełnie pod uwagę, że dzisiejsi bogacze to zupełnie inni ludzie, niż kilka dekad temu. W 1984 r. przedsiębiorcami, którzy sami doszli do swojej fortuny, była niecała połowa osób z listy 400 najbogatszych Amerykanów. W 2020 r. odsetek ten wzrósł do 68-69,5%. Osoby, które zbudowały fortuny częściowo niezależnie od pomocy innych, stanowią 24-31%, zaś osoby, które są bogate tylko i wyłącznie dlatego, że odziedziczyły pieniądze, to od 8-13%. Dawnych majątków już praktycznie nie ma, a ludzie nie są zaklęci w jakichś magicznych kręgach biedy lub bogactwa, z których nie da się wyjść inaczej, niż za pomocą państwa.
To nie jedyna słabość prac Piketty’ego. Wskazywał on lata 1990-2010 jako czas największego wzrostu nierówności, ale dokładnie w tych latach 700 milionów ludzi na całym świecie wyszło ze skrajnego ubóstwa. Twierdził on, że udział najbogatszego procenta w dochodach Amerykanów wzrósł w latach 1960-2015 z 10% do 15,6%, podczas gdy to zawyżone dane i nieuwzględniające wartości bieżącej przyszłych świadczeń emerytalnych ani programów ubezpieczeń społecznych. Poza tym ten jeden procent najbogatszych to inna grupa ludzi niż kilkanaście lat wcześniej.
Zitelmann nie neguje wzrostu nierówności w niektórych państwach, ale jego zdaniem nie można twierdzić, że są one spowodowane kapitalizmem jako takim. Niektóre wyjaśnienia wzrostu nierówności mogą wynikać z zupełnie innych cech ponowoczesnego świata, np. małżeństwa ludzi o podobnym statusie ekonomicznym odpowiadają za 25-30% wzrostu nierówności dochodowych w USA w latach 1967-2015. Jako inną przyczynę nierówności wskazuje się postęp technologicznych i większą rozpiętość płac w sektorach high-tech. Jeszcze innym powodem wzrostu nierówności może być rozrost państwa opiekuńczego i rezygnacja z samodzielnego oszczędzania na emeryturę. Należy też pamiętać, że jeśli zmierzymy ubóstwo nie w kategoriach dochodów, a konsumpcji, to wskaźnik ubóstwa w USA spadł od 1960 roku o 90% tj. z 30% populacji do zaledwie 3%.
W dalszych częściach książki można przeczytać między innymi o: dodatniej korelacji między wolnością gospodarczą a dbałością o środowisko; o tym gdzie jest najniższa korupcja; o tym czy pieniądze przekładają się na wygraną kampanię wyborczą; o monopolach sztucznych i naturalnych oraz o ciągłych upadkach monopoli; o arogancji lewicowych intelektualistów; o zbrodniczej historii wielu państw socjalistycznych oraz o wielu innych rzeczach. Wisienką na torcie są wyniki badań na temat stosunku ludzi do kapitalizmu. Okazuje się, że spośród obywateli 32 przebadanych państw, Polacy mają najbardziej pozytywny stosunek do prywatnej własności środków produkcji, ale nie przepadają za samym słowem „kapitalizm”. Z badań wynika też, że w większości państw ludzie poniżej 30 roku życia mają bardziej negatywny stosunek do swobody gospodarowania, niż ludzie starsi, co może być zapowiedzią niewesołej przyszłości. Zachęcam do lektury książki Zitelmanna, w której znaleźć można dużo więcej faktów na temat kapitalizmu.
Autor tekstu: Adrian Łazarski, specjalista ds. biblioteki i projektów, Fundacja Wolności Gospodarczej.