Katarzyna Mokrzycka, 300Gospodarka: Czy liberalna ekonomia zalicza światowy zgon? Można jeszcze mówić o klasycznej gospodarce kapitalistycznej?
Marek Tatała: Wielokrotnie już w historii liberalizm miał umierać i nigdy się tak nie stało. To samo słyszeliśmy w czasie pandemii, a wcześniej podczas kryzysu finansowego. Ja się tymi hasłami nie przejmuję, bo liberalne rozwiązania w gospodarce wskazują dobry kierunek prowadzenia polityki publicznej, nakierowanej na rozwój i poprawę warunków życia ludzi.
Pana zdaniem nie ma różnicy między tym, co robiono chociażby po kryzysie finansowym w 2008 czy 2011 roku, a tym, jak dzisiaj działają gospodarki na świecie? Czy na przykład zwiększanie się nie tylko roli, ale też ilości państwa w gospodarce nie determinuje właśnie poważnej zmiany i odchodzenia od gospodarki liberalnej?
Nie zniknęły ani partie liberalne, ani liberalizm jako pogląd na gospodarkę, ani liberalni wyborcy, więc nie przesadzałbym z tym umieraniem liberalizmu.
Faktycznie, ilość państwa w gospodarce w wielu krajach wzrosła w ostatnich latach – szczególnie przez wydatki związane z pandemią – ale wciąż ta ingerencja różni się nasileniem w poszczególnych państwach. Mamy w UE kraje, gdzie partie liberalne radzą sobie całkiem nieźle. W Holandii, Belgii, Estonii, Irlandii i Luksemburgu premierzy reprezentują partie liberalne, w Niemczech liberałowie są w rządzie i łagodzą bardziej etatystyczne zapędy innych członków koalicji. Istnieje jeszcze kilka innych przykładów, gdzie liberałowie są istotną częścią układu rządzącego, albo silną opcją w parlamencie.
Nic nie zmieniło się też w kryteriach Unii Europejskiej dotyczących np. poziomu zadłużenia czy deficytu, które powinny być stosowane w normalnych warunkach.
Czyli to co się dzieje w tej chwili w polskiej gospodarce traktuje pan jako etap przejściowy?
Tak. Jest dla mnie zrozumiałe, że interwencje państwa – zarówno w okresie pandemii, jak i w okresie fizycznego zagrożenia związanego z wojną w Ukrainie – są większe. W takich czasach państwo powinno zresztą sprawnie zadziałać.
Jako liberał oczekuję natomiast, że w normalnych czasach państwo wycofa się z gospodarki i silnych interwencji w życiu codziennym. Interwencjonizm państwa powinniśmy traktować, jak formę ubezpieczenia na trudne czasy, za to płacimy podatki. Nie byłem przeciwnikiem różnego rodzaju ograniczeń w czasie pandemii, choć uważam, że wiele z nich nie miało właściwej podstawy prawnej. Także w obliczu wojny na wschodzie rozumiem rolę jaką musi odegrać państwo. Interwencje mogą być bardziej lub mniej rozsądne, problemem jest z reguły zbyt duża rozrzutność polityków.
Czego jest za dużo, a czego za mało w angażowaniu się państwa w gospodarkę?
Już w czasie pandemii wydaliśmy zbyt dużo na nieprzemyślaną, pozorną „pomoc” niektórym podmiotom. Kosztowne tarcze antyinflacyjne stosowane obecnie mają tę wadę, że one nie leczą choroby tylko podają chwilowy środek przeciwbólowy, który problem przysłania, ale go nie rozwiązuje. Z kolei w przypadku dopłat interwencyjnych do węgla, to głównym problemem jest niedostępność węgla i tutaj państwo sobie słabo radzi.
Ale w końcu węgiel pewnie będzie więc wypłacone pieniądze się nie zmarnują – tak przyjmujemy, prawda?
Tego nie wiemy. W tym programie, jak i w wielu innych, mamy do czynienia z pomocą powszechną, która nie jest celowana dla konkretnej grupy, która pomocy potrzebuje. To, że pomoc ma trafiać do wszystkich jest złe, bo te pieniądze można by wykorzystać lepiej.
Wszystkie takie programy, a także cała polityka socjalna państwa powinna skupiać się na pomocy osobom potrzebującym, najbiedniejszym. Nie powinna być powszechna. Patrząc z tej perspektywy uważam, że państwa jest w gospodarce za dużo.
Przed pandemią wskaźnik wydatków sektora finansów publicznych w relacji do PKB w Polsce wynosił 42 proc. W normalnych czasach warto do tego wrócić, a docelowo, po odpowiednich reformach, można zorganizować dobrze działające państwo z wydatkami na poziomie 35-37 proc. PKB.
A kiedy państwo powinno powiedzieć: OK, wróciliśmy do normalności i teraz państwo wkłada ręce do kieszeni i pozwala ci, wolny rynku, znów działać samodzielnie?
Myślę, że taki czas znowu wróci, kiedy w jakiś sposób wyjaśni się sytuacja w Ukrainie, albo inne kraje w Europie się do niej trwale dostosują, przejdziemy przez część transformacji energetycznej, uporamy się z wysoką inflacją i wróci dobra koniunktura.
Mieliśmy jakiś czas temu okres dobrej koniunktury, ale niestety władza, mam na myśli pierwsze lata rządów Prawa i Sprawiedliwości, go nie wykorzystała. W tym czasie można było istotnie zmniejszać rolę państwa w gospodarce, zarówno pod kątem regulacyjnym, jak i fiskalnym. Wtedy była szansa na dużo szybsze zejść do zrównoważonego budżetu, jak w części krajów UE, uporządkowanie finansów publicznych, istotne obniżenie zadłużenia i przygotowanie się na trudniejsze czasy.
Pełna treść wywiadu „Nie przesadzałbym z tym umieraniem liberalizmu”. Wywiad z ekonomistą Markiem Tatałą” dostępna na stronie 300Gospodarka.