Autor: FWG
Media nieustannie podają informacje o kryzysowej sytuacji w różnych obszarach życia społecznego i gospodarczego: nastąpił wzrost obszaru skrajnego ubóstwa, brakuje mieszkań, wydłużają się kolejki do lekarzy, coraz więcej młodych ludzi ma problemy psychiczne, rolnicy protestują, bo spadły ceny skupu niektórych produktów, upadło tysiące małych firm, bo zabiły je wysokie ceny energii.
Po każdej takiej informacji pojawiają się komentarze: niech rząd, czyli państwo tym się zajmie. Państwo odpowiada na te wezwania i zajmuje się sytuacjami kryzysowymi, przyjmując kolejne akty prawne. W 1990 roku, czyli pierwszym roku III RP Sejm uchwalił 107 ustaw, w roku 2000 174 ustawy, dziesięć lat później 229, a w roku 2018 – 271. Policzenie aktów prawnych niższego rzędu wymagałoby długotrwałej kwerendy. Mimo to sytuacje kryzysowe nie znikają, a nowe regulacje nie rozwiązują problemu. Skuteczność państwa jest bowiem ograniczona. Dotyczy to każdego państwa, ale państwa polskiego bardziej niż wielu innych.
W jakimś stopniu wynika to z naszej historii, która ukształtowała złe wzory. Polacy żyli w państwie okupacyjnym, które traktowali jako instytucję wrogą, w państwie represyjnym, nadrzędnym wobec obywateli, w państwie tworzącym naród, w którym oczywista jest nadrzędność interesów państwa (narodu) nad interesami jednostki, w państwie omnipotentnym, zastępującym aktywność obywateli i przedsiębiorców. Nie mieliśmy państwa przyjaznego, ograniczonego i skupionego na sprawnym wykonywaniu podstawowych funkcji.
Państwo nie daje rady
Państwo źle radzi sobie w wielu obszarach. Dobrze działają prywatne firmy kurierskie, a fatalnie państwowa poczta, dobrze – prywatne korporacje IT, a ze zgrozą wspominamy nieistniejącą już na szczęście państwową Telekomunikację Polską, 98 proc. mieszkań budują w Polsce prywatni deweloperzy lub indywidualni inwestorzy, 2 proc. preferowane przez polityków podmioty publiczne. Prywatne kliniki zapewniają usługi na poziomie europejskim, w państwowych szpitalach pacjent otrzymuje na śniadanie kromkę suchego chleba z serem. Ogromna większość prywatnych przedsiębiorstw przynosi zyski, którymi dzieli się z państwem. Państwowe kopalnie węgla kamiennego przyniosły po trzech kwartałach 2024 roku straty w wysokości 9,2 mld zł (do końca roku przekroczą 10 mld) i wymagają dotowania z publicznych pieniędzy.
Te fakty są powszechnie znane, ale nie rodzą refleksji o potrzebie ograniczenia aktywności państwa. Przykładem jest debata o reformie służby zdrowia. Polskie państwo nie zapewnia obywatelom poziomu usług medycznych adekwatnego do oczekiwań obywateli i poziomu rozwoju Polski. A mimo to próby urynkowienia systemu opieki medycznej wywołują ostre protesty.
Co różni Amerykanów od Polaków?
W świadomości Amerykanów istnieje mit „małego rządu”, przekonanie, że rząd federalny powinien mieć ograniczoną rolę w życiu obywateli i gospodarce. Jest to idea głęboko zakorzeniona w amerykańskiej tradycji politycznej.
W Polsce łatwiej zdobywać poparcie tym ugrupowaniom, które akcentują potrzebę państwa dużego i aktywnego. Ugrupowania dążące do ograniczenia funkcji państwa, przekazania ich obywatelom i prywatnym firmom, są atakowane za „skrajny liberalizm” i nie mogą liczyć na szersze poparcie wyborców. O ile w pierwszym 20-leciu III RP partie wzywające do ograniczenia zakresu aktywności państwa i zastąpienie go aktywnością obywateli i przedsiębiorców odnosiły pewne sukcesy (Kongres Liberalno-Demokratyczny, Platforma Obywatelska w pierwszych latach swojego działania), to dziś praktycznie nie istnieją. Trudno bowiem za partię „małego rządu” uznać Konfederację, w której obok rzekomych lub prawdziwych libertarian są nacjonaliści, a jeden z jej liderów uważa, że budowa przez państwo wielkiego lotniska powinna być priorytetem polityki gospodarczej rządu.
Kto jest autorem polskich sukcesów?
Mimo słabego, a jednocześnie nadmiernie rozbudowanego i nieprzyjaznego państwa Polska odniosła w ostatnich 30 latach sukcesy gospodarcze, które kolejne rządy niesłusznie przypisywały swojej polityce. Poziom realnych wynagrodzeń powoli zbliża się do średniego poziomu mieszkańców Unii Europejskiej, w latach 2000-2023 oddano do użytku 3,8 mln mieszkań, jeździmy coraz lepszymi samochodami, mamy dostęp do internetu, komputerów i sprzętu AGD taki jak w krajach bogatych, w Warszawie i innych dużych miastach wyrosły wieżowce i setki sympatycznych lokali gastronomicznych. Nie tylko przyjmujemy zagraniczny kapitał, ale polskie spółki przejmują zagraniczne przedsiębiorstwa. Polskie banki są finansowo silne, a także nowocześniejsze niż w Niemczech, dysponują lepszą technologią.
Sukcesu nie zawdzięczamy rządom i politykom, ale prywatnym przedsiębiorstwom, które są w stanie funkcjonować i osiągać zyski mimo regulacyjnego i podatkowego chaosu, wprowadzanego przez rząd i jego agendy.
Dlaczego prywatnym się udaje, a państwowym nie?
Dlaczego prywatny sektor działa lepiej niż państwowy wyjaśnił Maciej Wandzel, prezes Polskiego Związku Firm Deweloperskich, który w wywiadzie, jaki z nim przeprowadziłem, mówił: „Trzeba mieć do tego [czyli do realizacji projektów inwestycyjnych] wielu energicznych, dobrze opłacanych i zaprawionych w boju ludzi”. Prywatny przedsiębiorca zatrudnia takich ludzi, płacąc tyle, ile musi, motywując premiami i kontrolując ich pracę. Bo od tego zależy wynik jego przedsiębiorstwa i w efekcie jego dochody osobiste.
A jak to wygląda w firmach i instytucjach państwowych? Przykład sprzed kilku dni: Według publicznie dostępnych danych rządowej amerykańskiej Energy Information Agency w 2022 r. nasz kraj stracił prawie 900 mln dolarów wskutek źle skonstruowanej umowy na odbiór gazu z amerykańskiego terminalu LNG Calcasieu Pass w Luizjanie. Wszystko wskazuje na to, że negocjatorzy z PGNiG – spółki zależnej od kontrolowanego przez państwo Orlenu – nie rozumieli zasad rządzących międzynarodowymi kontraktami. To interpretacja dla nich łagodna, bo przecież nie można wykluczyć korupcji. Sytuacja przypomina transakcję, zawartą przez Orlen Trading Switzerland z dostawcą ropy, który zniknął z ponad 1,5 mld zł.
Prowadzenie przedsiębiorstwa zawsze jest związane z ryzykiem. Kluczową sprawą jest relacja między „pryncypałem” czyli właścicielem firmy lub szerzej mocodawcą, a „agentem”, zarządzającym w imieniu pryncypała. Agent zazwyczaj posiada więcej informacji na temat wykonywanych zadań niż pryncypał, co może prowadzić do sytuacji, w której działa w sposób niezgodny z interesami pryncypała. Aby zminimalizować takie ryzyko, właściciel stosuje różne mechanizmy motywacyjne, uzależniając wysokość wynagrodzenia od wyników, a jednocześnie tworzy efektywny mechanizm kontroli.
W firmach państwowych relacja agent–pryncypał jest zwykle bardziej skomplikowana, a nadzór właścicielski mniej skuteczny, co umożliwia agentowi skupianie się na własnych korzyściach lub też skłania do działań pasywnych, czyli pozorowania pracy.
W sferze prywatnej proces decyzyjny przebiega sprawniej niż w publicznej, zdominowanej przez politykę. W prywatnym biznesie istnieje jasna struktura podejmowania decyzji, ale gdy w grę wchodzi polityka, struktura ta jest niejasna, a motywy podejmowania lub blokowania decyzji są wielorakie. Dlatego realizowane przez państwo duże projekty inwestycyjne są zwykle opóźniane.
Prywatni przedsiębiorcy prowadzą grę o sumie dodatniej – przeprowadzają transakcje, w których wszystkie strony osiągają korzyść. W polityce częstsze są gry o sumie zerowej lub nawet ujemnej: tyle zyskuję, ile traci mój przeciwnik, a czasami wolę stracić, jeżeli jeszcze większą stratę poniesie konkurencja. W efekcie politycy gotowi są podejmować decyzje szkodliwe dla gospodarki i finansów państwa, jeżeli dzięki nim odnoszą krótkotrwałą korzyść. Przykładem było wycofanie się rządu Beaty Szydło z podnoszenia wieku emerytalnego.
Mniej państwa!
Podstawową i niezbywalną funkcją państwa jest dbanie o bezpieczeństwo wewnętrzne (ochrona obywateli przed przemocą) i zewnętrzne oraz egzekwowanie umów (sądownictwo). Im więcej dodatkowych zadań bierze na siebie państwo, tym gorzej wywiązuje się z funkcji podstawowych. Niska jakość usług publicznych, do których świadczenia państwo jest zobowiązane, sprawia, że obywatele muszą je kupować na rynku, mimo że wcześniej już zapłacili za nie w postaci podatków. Skrajnym przykładem jest działanie firm ochroniarskich, zatrudniających znacznie więcej pracowników niż policja. Państwo nie wywiązuje się też z innego podstawowego zadania – egzekwowania umów. Polskie sądownictwo, nieefektywne od początku istnienia III RP, po latach „reform” prowadzonych przez rządy PiS jest w stanie niebywałego chaosu.
Polskie państwo wymaga reform, które poprawią jego efektywność, jakość usług publicznych opłacanych z podatków, stworzą stabilną, apolityczną służbę cywilną, zmniejszą liczbę urzędników, poprawią jakość ich pracy i stworzą bardziej czytelne ścieżki awansu, usuną zbędne biurokratyczne przepisy pogarszające jakość życia obywateli, stworzą lub umocnią niezależne instytucje regulacyjne.
Taka reforma byłaby korzystna dla większości, uwolniłaby energię obywateli, którzy mieliby szanse żyć i bogacić się według własnych preferencji. Aby mogła być przeprowadzona, trzeba uświadamiać wyborcom, że wielkie, upolitycznione państwo nie zrealizuje tego, co im obiecuje. Muszą domagać się od państwa nie kolejnych benefitów, ale tego, by było tańsze i jak najmniej przeszkadzało.
Witold Gadomski – dziennikarz, publicysta „Gazety Wyborczej”
Artykuł jest częścią cyklu Fundacji Wolności Gospodarczej „Okiem Liberała” i ukazał się również na stronie Wyborcza.pl.