Autor: FWG
Autor: FWG
1 stycznia poziom najniższych wynagrodzeń podniósł się z 3600 zł do 4242 zł, a od 1 lipca wynosi 4300 zł. Choć Polska wciąż nie jest najzamożniejszym krajem Europy Środkowo-Wschodniej, to płaca minimalna należy u nas do najwyższych w regionie – kwotowo Polskę wyprzedza tylko Słowenia. Jednocześnie na 2025 r. zaplanowano kolejną podwyżkę płacy minimalnej, do 4626 zł. W ciągu zaledwie roku możemy więc zaobserwować wzrost o ponad 1000 zł.
Mówimy tutaj o kwotach brutto – pracownik nie otrzyma aż 4626 zł, a pracodawca nie zapłaci tylko takiej kwoty za jego pracę. Wynagrodzenie minimalne netto w 2025 r. wyniesie 3484 zł, a dla firmy, która zatrudnia kogoś na takich warunkach, będzie to koszt na poziomie prawie 5600 zł. Co się dzieje z pozostałymi ponad 2100 zł? Ta kwota to różnego rodzaju podatki i składki, którymi są obciążone wynagrodzenia, żeby na końcu do kieszeni pracownika trafiło niecałe 3500 zł.
Warto wiedzieć, że podwyżki płacy minimalnej ogłaszają politycy, ale koszty ponoszą w dużej mierze prywatni przedsiębiorcy, którzy tworzą większość miejsc pracy w Polsce. Ktoś mógłby teraz machnąć ręką, ignorując los „prywaciarzy”, ale pamiętajmy, że rosnące koszty działalności mogą mieć nieprzyjemne konsekwencje dla pracowników (np. kiedy prowadzą do zamknięcia zakładu pracy) i konsumentów (kiedy odbijają się na podwyżkach cen towarów i usług). Kilka lat temu duże zainteresowanie w mediach społecznościowych wzbudziło zdjęcie rachunku z jednej z amerykańskich restauracji, która wprost informowała klientów, jaka część podwyżek cen dań w menu wynika ze zmiany wysokości płacy minimalnej. Ciekawy przykład oddolnej edukacji ekonomicznej. Mniej bolesny dla pracowników w porównaniu z wariantem, kiedy firma decyduje się na ograniczenie zatrudnienia lub zamknięcie zakładu, np. przenosząc produkcję do innego kraju ze względu na zbyt szybko rosnące koszty.
Cały tekst jest dostępny na stronie „Dziennika Gazety Prawnej”.