Adorno był głośnym krytykiem kultury masowej, której przypisywał zautomatyzowany charakter i niszczenie autentycznej, dawnej kultury rozrywkowej i kultury wysokiej, oraz którą uważał za przedłużenie kapitalistycznego systemu produkcji. Przed II wojną światową pracował w Instytucie Badań Społecznych, który po dojściu Hitlera do władzy został zamknięty, a on sam rok później musiał uciekać z kraju ze względu na swoje żydowskie korzenie. Podjął się badań empirycznych w USA i stworzył koncepcję osobowości autorytarnej, czyli takiej, która ze względu na pewien określony zestaw cech, skłonna jest wyznawać antydemokratyczne ideologie i jest podatna na populizm. Doświadczył więc nie tylko narodowego socjalizmu na własnej skórze, ale badał go również naukowo.
Zdaniem Adorna faszyzm nigdy nie miał rozbudowanej teorii, a jego ideologia była rozwodniona i wiele jego postulatów miało charakter doraźny. Widać to było zwłaszcza we Włoszech Mussoliniego, które na początku prowadziły politykę stosunkowo wolnorynkową i wyśmiewały rasizm Hitlera, by stać się potem państwem na wskroś etatystycznym i realizującym politykę rasową narzuconą przez sojuszniczą Trzecią Rzeszę.
Filozof był zdania, że faszyzm skupiał się głównie na panowaniu nad psychiką mas i że propaganda była w nim poniekąd celem samym w sobie. To w propagandzie skrajnie prawicowi liderzy znajdują ujście dla swoich fantazji związanych z wizją jakiejś zbliżającej się katastrofy. Z kolei masy, dzięki niej, utożsamiają się z liderami, którzy epatują dynamizmem, sprawczością i nastawieniem na konflikt w stopniu niedostępnym dla przeciętnego człowieka. Liderzy, by wykonać pierwszy krok w tworzeniu podziałów społecznych, muszą się charakteryzować ekstremalnie niskim poziomem empatii – wtedy dopiero mniej zaburzeni naśladowcy zbierają się na odwagę do praktykowania wszelkich destruktywnych sposobów postępowania.
Na temat zachowań powojennych skrajnych prawicowców, oprócz tych twierdzeń o charakterze ogólnym, padło też w wykładzie sporo szczegółowych obserwacji. Przede wszystkim muszą oni kompensować sobie brak realnego zagrożenia komunizmem, więc podciągają pod słowo komunizm, co popadnie i walczą z wyobrażonym wrogiem. Podobnie z antysemityzmem, który przetrwał samych Żydów i dotyka ich widmowej postaci. Nie przeciwdziała temu nawet tabu i prawne ściganie za antysemityzm, bo polityczna poprawność owocuje mistrzowskim wyćwiczeniem sztuki aluzji. Antysemici puszczają do siebie oko, używając fraz w rodzaju „sami wiecie kto”. Czasem wystarczy powiedzieć „żydowsko brzmiące” nazwisko i już wszyscy wtajemniczeni wiedzą, co mają myśleć. We współczesnej Polsce antysemici często, mając na myśli Żydów, mówią o Rzymianach, w nawiązaniu do jałowego sporu o to, kto ukrzyżował Chrystusa.
W tych postawach pewności dodaje im strategia zwana po niemiecku „metodą salami”, czyli po prostu pseudonaukowa pedanteria. Polega to na atakowaniu powszechnie uznawanych faktów i ich podważaniu w całości, czepiając się detali. Przykładem może być stwierdzenie, że podczas Holocaustu zamordowano 5,5 miliona żydów, a nie 6 mln. Potem się okazuje, że 4 miliony, a nie 5, aż w końcu można się od głosicieli takich też dowiedzieć, że nikt nie został zamordowany, a potem, że to w ogóle Żydzi mordowali i Holocaust był im na rękę, bo założyli „państwo w Palestynie”.
Podobnie przewrotnymi technikami są też wyciąganie z kontekstu (niemieckie „Za Hitlera, zanim zaczął wojnę, było dobrze” i nasze rodzime „Za Hitlera były mniejsze podatki”), wybiórczy konkretyzm i formalizm prawny. Ten drugi polega na oczekiwaniu od adwersarzy znajomości mało istotnych i trudnych do zweryfikowania „faktów” i traktowanie ich jako całkowicie niekompetentnych, gdy nie wiedzą co i gdzie powiedział jakiś rabin albo jakiś Ukrainiec. Żeby było zabawniej, często taki „podstawowy fakt” okazuje się w ogóle nie być faktem. Trzeci zaś to powoływanie się na prawo przy głoszeniu nacjonalistycznych, konfliktogennych tez np. uważano, że Zachodnie mocarstwa dobrowolnie podpisały traktat monachijski i on dalej obowiązuje, więc Niemcy mogą mieć słuszne roszczenia do Kraju Sudeckiego.
Charakterystyczny dla skrajnej prawicy jest też antyamerykanizm i ogólna niechęć do „plutokratycznych narodów”, co łączyło się z narzekaniem na imigrantów, mimo realnego zapotrzebowania na ich pracę, czy z wyprzedawaniem niemieckiej gospodarki zachodniemu kapitałowi, a u nas polskiej gospodarki między innymi niemieckiemu.
Oprócz tego warto wspomnieć, że mimo bycia ruchem wrogim wolności, skrajna prawica lubi przedstawiać się jako stająca w obronie tejże wolności. Lubuje się również w używaniu różnych wariacji wyrażenia Goebbelsa „partie systemowe” – w realiach powojennych były to dla prawicujących Niemców partie, którym licencji udzieliły mocarstwa okupacyjne, w Polsce popularne dla pewnych środowisk były wyrażenia „partie postkomunistyczne”, „partie okrągłostołowe”, czy „banda czworga”.
Nie sposób też nie wspomnieć o przywiązywaniu nadmiernej wagi do symboli, czego świetnym przykładem jest poseł pewnej polskiej prawicowej partii, który zniszczył własność prywatną w postaci choinki, bo wisiały na niej bombki z nieodpowiadającymi mu obrazkami. Tenże sam poseł objawiałby też typową, według rozważań Adorna, sadystyczną radość z wymierzania kar i krytyki, co szczególnie było widać w publicznie wyartykułowanych marzeniach o „batożeniu gejów”. W niemieckim wariancie była to mocna krytyka zwykłych Niemców uznających granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej.
Przykłady można mnożyć, ale mijałoby się to z celem recenzji, jakim jest zachęcenie do lektury Adorna, tym bardziej że wydaje się, że jego tło biograficzne nadaje jego twierdzeniom pewnej powagi. Z drugiej strony fakt, że zabrakło mu obiektywizmu, by odnieść wyniki swoich badań również do lewicowego radykalizmu, nakazuje pewną dozę sceptycyzmu przy ocenie jego tez, chociaż niekoniecznie je przekreśla i moim zdaniem wciąż warto się nad nimi uczciwie pochylić.
Autorem tekstu jest Adrian Łazarski, specjalista ds. biblioteki i projektów w Fundacji Wolności Gospodarczej.