Autor: FWG
Najsłynniejszy na świecie inwestor przez dekady był ikoną demokratycznego kapitalizmu – modelu, w którym wolny rynek współistnieje z odpowiedzialnością społeczną i równymi szansami. Jako inwestor wzbogacił się dzięki przejrzystym regułom gry i długoterminowej strategii. Był wiarygodny, gdy przekonywał, że sukces finansowy nie musi oznaczać cynizmu ani społecznej alienacji. Zbudował jedną z największych korporacji świata, wspierając rozwój setek amerykańskich firm i budząc zaufanie do rynku kapitałowego.
Skromny inwestor epoki analogowej
W czerwcu 2006 r. zapowiedział oddanie niemal całego majątku fundacjom dobroczynnym. Dzieciom i wnukom pozostawił tyle, „by mogły robić w życiu wszystko, co zechcą, ale nie dość, by nie robiły nic”.
Przez ponad 60 lat mieszkał w domu w Omaha, który byłby dobry dla drobnego przedsiębiorcy, ale nie multimiliardera. Kupił go w 1957 r. za 31,5 tys. dolarów. Nie miał własnego biura, nie używał komputera i nie posługiwał się w swych prognozach nowoczesnymi modelami matematycznymi. Siedział w starym fotelu, myślał, czytał i kupował lub sprzedawał akcje za miliardy dolarów. „Zamierzam pracować do setki i wiem, że jeszcze wiele muszę się nauczyć” – wyznał w 2010 roku w wywiadzie dla „Wall Street Journal”. Jednak przeszedł na emeryturę wcześniej – ma 94 lata.
Ostentacyjnie głosił, że nie rozumie biznesu internetowego. Tym, którzy go zachęcali do inwestowania w internet, mówił: „Wiem, co to jest cegła, ale nie wiem, co to jest cyberprzestrzeń”.
Inwestował tylko w te branże, które rozumiał. W liście otwartym do inwestorów wysłanym w 2001 r., w okresie paniki spowodowanej bankructwem ogromnej korporacji Enron, pisał: „Starajcie się kontrolować swój entuzjazm. Chcę wam powiedzieć, że w wiek XXI wchodzimy z takimi przełomowymi produktami jak samochody, dywany, farby”.
Innym razem powiedział: „Mam dość kłopotów z rzeczami, o których myślę, że coś wiem. Dlaczego zatem mam zajmować długą lub krótką pozycję w czymś, o czym nic nie wiem?”. Unikał inwestowania w kryptowaluty. Uważał, że przyciągają one uwagę wielu amatorów inwestowania dlatego, że są tajemnicze.
Przewidział chaos pod rządami Trumpa
Nie poddał się powszechnemu wśród wielkich amerykańskich biznesmenów entuzjazmowi, spowodowanemu powrotem do władzy Trumpa. Jako jeden z nielicznych potraktował poważnie zapowiedzi podwyżek taryf celnych złożone przez republikańskiego prezydenta jeszcze w kampanii wyborczej i przewidział, że spowodują one chaos w amerykańskiej i światowej gospodarce. W 2024 r. jego firma sprzedała akcje o wartości 134 mld dol., między innymi akcje Apple wartości 600 mln dol. i pod koniec ubiegłego roku miała rekordowe 334 mld dol. gotówki. Spółka Berkshire Hathaway zainwestowała większość swoich środków w krótkoterminowe obligacje skarbowe, co zapewniło jej odporność na kryzys.
Co roku Buffett publikował listy do udziałowców swojej spółki, które z powagą studiowali wszyscy giełdowi gracze, starając się na ich podstawie wywnioskować, w którą stronę zmierza rynek. Listy te, oprócz twardych danych finansowych, pełne były ludowych mądrości w rodzaju: „Dopóki nurt jest żwawy, nigdy nie wiesz, kto w nim płynie nago”.
Krytykował zarządzających funduszami inwestycyjnymi za pobieranie wysokich opłat mimo przeciętnych wyników. W jednym ze swoich słynnych przemówień porównał rynek do turnieju, w którym „nawet ślepa małpa, rzucając lotkami, mogłaby wybrać portfel akcji równie dobrze, jak większość menedżerów funduszy”. W 2006 roku na zebraniu akcjonariuszy Berkshire Hathaway rzucił wyzwanie funduszom hedgingowym, stosującym bardzo wyrafinowane strategie inwestycyjne i pobierającym bardzo wysokie opłaty od swoich bardzo bogatych klientów: – Jestem gotów założyć się o pół miliona dolarów, że w ciągu dziesięciu lat fundusz indeksu S&P pokona poszczególne fundusze hedgingowe. Są chętni?
Zakładu nie przegrał. Wiele funduszy hedgingowych osiąga wyniki lepsze niż średnie (czyli fundusze inwestujące w indeks giełdowy), ale po odjęciu opłat za inwestowanie, zysk dla klientów jest mniejszy.
Zawrotna stopa zysku
Buffett stosował strategię, która w żargonie Wall Street nazywa się „value investing”: kupował akcje spółek, które uważał za niedowartościowane, a potem czekał, aż ich kurs zacznie rosnąć. Kupował akcje spółek zarówno znanych na całym świecie, jak i mniejszych, ale za to dobrze rokujących.
Nie wiadomo, czy wszystkie anegdoty o Warrenie Buffetcie są prawdziwe, ale dane finansowe nie kłamią. Gdyby ktoś zainwestował 10 tys. dol. w 1964 roku w Berkshire Hathaway, gdy Buffett przejął kontrolę nad tą spółką, miałby dziś majątek wart 410 mln dol. Stopa zysku jest rzeczywiście zawrotna. Co roku akcje zyskiwały średnio prawie 20 proc. Tylko w czterech latach: 1990, 1999, 2001 i 2008 traciły na wartości.
Inne spółki, w miarę jak wartość ich akcji rośnie, co pewien czas dokonują podziału akcji. Akcjonariusze za jedną starą dostają np. 10 albo 100 nowych. Dzięki temu cena pojedynczej akcji nie jest przesadnie wysoka. Buffett tego nigdy nie robił. Obecnie jedna akcja Berkshire Hathaway kosztuje ponad 800 tys. dol. W 1964 roku, tuż przed przejęciem przez Buffetta kontroli nad tą spółką, jej akcje kosztowały 19 dol.
Długa tradycja rodu Buffetów
Omaha to największe miasto w stanie Nebraska, leżące niemal na przecięciu dwóch przekątnych wyznaczających środek Stanów Zjednoczonych. W mieście tym od pokoleń mieszkała rodzina Buffettów, która szczyci się korzeniami sięgającymi XVII w. W centrum Omaha pradziadek Warrena założył w 1869 roku sklep. Warren był jednym z trojga dzieci Howarda i Leili Buffettów. Urodził się w ponurym dla gospodarki amerykańskiej roku 1930. Dziadek i ojciec byli przedsiębiorcami, dość zamożnymi, choć żadnymi tam milionerami.
Warren miał dziesięć lat, gdy ojciec zabrał go do Nowego Jorku. Wizyta na Wall Street zrobiła na małym chłopcu duże wrażenie. Mali chłopcy marzą, by w dorosłym życiu być sportowcami, żołnierzami, aktorami. Mały Warren marzył o tym, by zostać inwestorem.
Nie miał chęci iść na studia, bo w wieku 16 lat zarabiał całkiem przyzwoite pieniądze. Robił różne interesy, na przykład do zakładów fryzjerskich wstawił automaty do gier zręcznościowych. Już w wieku 13 lat złożył swój pierwszy PIT (w Stanach Zjednoczonych nazywa się to IRS – Internal Revenue Service). Od dochodów skrzętnie odpisał 40 dolarów ulgi na zakup roweru, który służył mu do rozwożenia gazet. W późniejszym życiu nieraz rozdawał miliardy, ale nigdy nie zapominał do deklaracji podatkowej wpisać należnych ulg.
Za namową ojca skończył jednak college w Nebrasce, a podczas studiów przeczytał książkę Benjamina Grahama „Inteligentny inwestor”. Uznał ją za najważniejszą książkę, jaką kiedykolwiek napisano w historii. Starszy o pokolenie od Buffetta Graham (urodził się w 1894 r.) był praktykiem, ale też filozofem inwestowania. Warren pod jego kierunkiem studiował przez rok na Columbia Business School. Przez dwa lata pracował w firmie Graham-Newman Corporation i zarabiał jako makler na giełdzie nowojorskiej 12 tys. dolarów rocznie. W połowie lat 50. to był przyzwoity dochód. Ale cenniejsze było doświadczenie, jakie nabył u boku słynnego inwestora.
Od fabryki tekstylnej do światowego imperium
W wieku 26 lat poczuł, że jest gotowy do robienia dużych pieniędzy na własny rachunek. Miał oszczędności – 144 tys. dolarów – i postanowił żyć z inwestowania. Jego pierwszym klientem był Homer Dodge, profesor fizyki i rektor Norwich University w Vermont, który o talentach Buffetta usłyszał od Grahama. Przejechał 2500 km do Omaha i przekazał Buffettowi swe oszczędności – 120 tys. dolarów. Gdy w 1983 r. umarł, jego oszczędności złożone w firmie Buffetta warte były dziesiątki milionów dolarów.
W 1962 r. Buffett zaczął kupować akcje firmy tekstylnej Berkshire Hathaway, a dwa lata później przejął nad nią kontrolę i zamienił w spółkę inwestycyjną. W 1970 r. Berkshire Hathaway zaczęło być notowane na giełdzie, choć fabryka tekstylna należąca do spółki została zamknięta.
Największą wpadkę zanotował w 2008 roku. Nie przewidział globalnego kryzysu i w efekcie akcje Berkshire Hathaway spadły o ponad 30 proc. Buffett na kilka tygodni zniknął, a 23 września, tydzień po upadku banku Lehman Brothers, przerwał milczenie, ogłaszając, że kupuje za 5 mld dolarów akcje Goldmana Sachsa, który podobnie jak inne banki miał kłopoty z utrzymaniem płynności i gigantycznym długiem. Tylko naiwni mogli sądzić, że sędziwy inwestor z Omaha zwariował. Akcje Berkshire Hathaway poszły w górę. Znawcy rynku zrozumieli, co się za tym kryje: Buffett założył, że rząd pomoże zadłużonym bankom. Do lipca 2009 r. Buffett zyskał z inwestycji w Goldmana Sachsa zwrot 2,5 mld dolarów. Ratowanie banków okazało się też dobrą inwestycją dla amerykańskiego rządu. W ciągu dwóch lat odzyskał wyłożone pieniądze, a kiedy w grudniu 2010 r. Departament Skarbu sprzedał swoje ostatnie akcje w Citigroup Inc., ogłosił zrealizowany zysk w wysokości 12 mld dol.
Witold Gadomski – dziennikarz, publicysta „Gazety Wyborczej”
Artykuł jest częścią cyklu Fundacji Wolności Gospodarczej „Okiem Liberała” i ukazał się również na stronie Wyborcza.pl.