Dyskusje na temat edukacji są zawsze emocjonujące, ponieważ każdy ma z nią jakieś doświadczenia i prawie każdy chciałby, żeby jego aktualne lub potencjalne dzieci odebrały jak najlepsze wykształcenie, w jak najlepszych warunkach. Nic więc dziwnego, że w środowiskach sympatyzujących z leseferyzmem, pragnie się często najróżniejszych form urynkowienia szkolnictwa, ponieważ zgodnie z teorią ekonomii, konkurencja podwyższy jakość usług. W najskrajniejszych formach, czy jak kto woli – w najbardziej konsekwentnych, niektórzy liberałowie i libertarianie chcieliby nie tylko prywatyzacji szkół i zdecentralizowanego decydowania o ich finansowaniu np. za pomocą bonów oświatowych, ale również zniesienia odgórnie ustalanego programu nauczania, czy nawet zniesienia obowiązku szkolnego.
W tym kontekście niezwykle ciekawy jest głos Bryana Caplana, ekonomisty zdecydowanie preferującego jak najbardziej wolnościowe rozwiązania problemów gospodarczych i politycznych. Zdawałoby się, że jako libertarianin będzie głosił, że jakąkolwiek naprawę społeczeństwa należałoby zacząć od całkowitego zdemontowania „pruskiego modelu szkolnictwa”, kładącego nacisk na posłuszeństwo, a nie na realny rozwój intelektualny. Tymczasem jego książka Edukacja pod lupą okazuje się bardziej wyważoną i raczej stroniącą od ideologii analizą, niż manifestem politycznym, wspierającym się na wybiórczym podejściu do faktów.
Autor poświęca dużo miejsce krytyce tzw. czystej teorii kapitału ludzkiego (ang. human capital theory), według której każdy rok spędzony w szkole, zwiększa realnie nasze umiejętności, co ma się przekładać potem na wzrost produktywności w pracy. Większość ludzi faktycznie uczy się w szkole czytać, pisać i liczyć, ale potem przyswajają wiedzę całkowicie zbędną w ich życiach, którą i tak w zdecydowanej większości zapominają. Zdaniem Caplana uczniowie nie nabywają też żadnych realnych ciągot do kultury wysokiej, wbrew życzeniu rządzących i części społeczeństwa. Skoro tak jest i wszyscy w sumie to wiedzą, to czemu pracodawcy premiują stanowiskami i wyższymi płacami ludzi, którzy dłużej uczestniczyli w tym procederze, a mniej przychylnie patrzą na zdeterminowanych do pracy, którzy szkół, czy uniwersytetów nie pokończyli?
Wyjaśnia to teoria sygnalizowania (ang. signaling). Caplan szacuje, na podstawie naprawdę licznych i w najróżniejszy sposób zestawionych danych, że edukacja formalna to w 80% zwykła sygnalizacja co najmniej przyzwoitej inteligencji, pracowitości oraz przede wszystkim konformizmu. Kult wysokiego IQ istnieje chyba głównie tylko w głowach ludzi o wysokim IQ, pozbawionych innych zalet. Nie jeden pracodawca oczywiście nie będzie chciał zatrudnić osoby o niskiej inteligencji, ale przede wszystkim potrzebuje pracownika, na którym można polegać i który wypełnia polecenia, a nie udowadnia swojemu pracodawcy, że jest mądrzejszy od niego i że w ogóle to powinni zamienić się miejscami.
Skoro głównym zadaniem edukacji jest sygnalizacja (ale nie jedynym i autor podkreśla, że jakieś najbardziej elementarne szkoły mają według niego rację bytu), to zdaniem Caplana możemy mieć ową sygnalizację przy mniejszych kosztach. Zamiast kierować wszystkich do szkół wyższych, tworząc inflację wykształcenia i absurdalne sytuacje, gdzie ludzie zatrudniają do sprzątania osoby po studiach i ze znajomością języków obcych, należy zachęcać tych, co teraz studiują, do kończenia edukacji na etapie szkół średnich, a tych, co teraz kończą kształcenie na etapie szkół średnich, by zamiast liceów wybierali szkoły zawodowe. Będzie to niższy koszt nie tylko dla społeczeństwa (w tym podatników) i rodziców, ale również dla samych uczniów, których okrada się z cennych lat życia. Niektórzy podnoszą, że to zabieranie młodym ludziom dzieciństwa, ale zapominają, że większość uczniów się w szkole zwyczajnie nudzi. To nie jest przypadkiem „zabieranie dzieciństwa”? Moim zdaniem lepiej już się „nudzić” (czyli po prostu nie bawić) w pracy, gdzie nabywa się realnych umiejętności i tworzy bogactwo, zamiast sztucznie przedłużać dzieciństwo de facto dorosłych ludzi, którzy najczęściej kończą studia w Polsce dopiero w wieku 24 lat.
W związku z teorią sygnalizacji Caplan uświadamia czytelnikowi trochę nieprzyjemnych faktów: edukacja dla sygnalizacji będzie trwać, bo pracodawcom się to opłaca. Nie mają fizycznie możliwości dać szansy każdemu kandydatowi na dane stanowisko pracy, więc muszą dysponować jakimiś kryteriami wstępnymi, które odsiewają kiepskich kandydatów, a że przez te kryteria czasem odpadnie wspaniały pracownik, który z jakiegoś powodu nie pokończył szkół – trudno, jest to dla nich akceptowalny koszt. Patrzenie na dyplomy to w obecnym systemie najbardziej racjonalna strategia z ich punktu widzenia. I dlatego też edukacja internetowa nie wyprze edukacji stacjonarnej. Owszem, można w internecie ukończyć dowolny kurs na najlepszych uniwersytetach świata, u najlepszych wykładowców i posiąść dowolną wiedzę, ale w większości prac ta teoretyczna wiedza nie ma zastosowania, a nawet gdy ma, to sposób jej zdobycia wskazuje na wysoki poziom nonkonformizmu. Zamiast iść na studia jak wszyscy, to uważasz, że wiesz lepiej, niż społeczeństwo. To może być podejrzane z punktu widzenia pracodawcy.
Caplan wskazuje, że edukacja internetowa jest pomocna wrogom przestarzałego szkolnictwa w innym miejscu. Mianowicie jest ona idealnym argumentem w dyskusji z ludźmi, którzy wiedzą, że większość osób nic ze szkoły nie wynosi, ale którzy uważają, że szkoła powinna przynajmniej wśród nielicznych zaszczepić miłość do kultury wysokiej, bo jak tego nie zrobi, to nieoświecony lud już nigdy nie będzie miał z nią styczności. Zdaniem Caplana ludzie interesujący się bardziej wymagającymi intelektualnie formami rozrywki zazwyczaj interesują się nimi sami z siebie, pod wpływem losowych impresji z popkultury, czy najbliższego otoczenia oraz z przyczyn czysto charakterologicznych np. wysokiej wrażliwości estetycznej, czy pretensjonalności. Jeżeli faktycznie mają umysłowość zdolną do odbioru kultury wyższej, to sięgną po nią niezależnie od tego, czy zapoznali się z nią w szkole, a internet dostarczy im wszelkich niezbędnych materiałów, stąd twierdzenie, że wysoka kultura musi być ugruntowana na przymusie, jest pozbawione wszelkiej racji.
Caplan, jako wieloletni wykładowca akademicki i ojciec kilkorga dzieci zna system edukacji od podszewki. Bierze na poważnie zarówno jednostkowe opinie uczestników tego systemu, w którym każdy człowiek spędza przynajmniej 12 lat, jak i bierze na poważnie ustalenia naukowców. Stworzył tu naprawdę kompleksowy i dalekowzroczny obraz tej problematyki, ale jakby ten sposób przekazania wiedzy okazał się za trudny dla niektórych czytelników, to na koniec książki autor podsumował swoje myśli w sposób bardziej literacki tj. za pomocą kilku krótkich dialogów, które pomagają utrwalić treść porozrzucaną po książce. Muszę ten zabieg zdecydowanie pochwalić. Osoby niezdecydowane na lekturę dość obszernej książki mogą zacząć właśnie od tego dialogu. Jak poczują się zaintrygowane, to może chętniej przebrną przez żmudne czasem fragmenty właściwego wywodu, do czego serdecznie zachęcam.
Autor tekstu: Adrian Łazarski, specjalista ds. biblioteki i projektów, Fundacja Wolności Gospodarczej.