Przykładowo nie tak oczywistą rzeczą i na pozór odległą od tematu Trzeciej Rzeszy jest przedstawienie ogólnego zarysu historii liberalizmu, z którego najważniejszą myślą wydaje się to, że zmiana sztywno zhierarchizowanego systemu na taki, w którym człowiek choć częściowo może kształtować swoje życie, jest ściśle związane z rozwojem handlu. Kluczowym momentem rozwoju liberalizmu jest według Hayeka XIX wiek, który zaowocował wśród mas poczuciem panowania nad własnym losem i wiarą w nieskrępowane możliwości polepszenia go. Niestety gdy tylko ludzie przyzwyczaili się do liberalizmu „liberalizm zaczął być uważany za doktrynę »negatywną«, ponieważ mógł zaproponować poszczególnym jednostkom niewiele więcej ponad udział w ogólnym postępie, który coraz bardziej uważano za coś naturalnego, a przestano uznawać w nim rezultat polityki opartej na wolności”.
W wyniku tego w Republice Weimarskiej i Trzeciej Rzeszy panował nastrój tak skrajnie antyliberalny, że udzielał się on wszystkim, przebywającym w tym czasie w Niemczech. Studenci wracający z Europy kontynentalnej do Anglii i USA nie wiedzieli często, jak się identyfikują politycznie (w latach trzydziestych młody komunista mógł stać się nazistą i odwrotnie z dużą łatwością), ale pewni byli jednego – swojej nienawiści do liberalnej cywilizacji Zachodu.
Handel był postrzegany jako zajęcie niższej kategorii, bo handlarz nie ryzykuje życiem jak wojskowy i nie wytwarza nic, w przeciwieństwie do rolników i rzemieślników. Mimo tego bogaci się, co dla ludzi w tamtych czasach było niezrozumiałe i w jakiś pokrętny sposób niesprawiedliwe. Ta niechęć do kupiectwa w Niemczech i Austrii sprawiła, że zawód handlarza został obsadzony przez Żydów, którzy byli praktycznie wyłączeni z wykonywania zawodów uznawanych za bardziej prestiżowe. W taki sposób w niemieckiej mentalności Żyd stał się synonimem kapitalisty, do czego jeszcze zaraz nawiążę.
Najwięcej uwagi Hayek poświęca w książce socjalizmowi. Ideologia ta miała w Niemczech bardzo długą tradycję i było wiele jej odmian, które w mniejszym lub większym stopniu zdobywały serca mas. Jednak poza pewnym uzwiązkowieniem życia społecznego i uprzywilejowaniem pewnych grup, niemożliwe były dalsze kroki do wprowadzenia całkowitej socjalistycznej utopii metodami demokratycznymi. Narodowi socjaliści osiągnęli sukces dopiero dzięki temu, że najpierw porzucili liberalny element marksizmu, jakim jest internacjonalizm, a następnie odrzucili demokrację, czego przed Hitlerem nikt nie odważył się zrobić; co więcej, do ostatniej chwili uważano, że da się to wszystko jeszcze jakoś odkręcić, stąd Hitler nie napotkał zbyt wielkiego oporu.
Hayek pisze wprost, że Hitler, ten „skrajny prawicowiec”, był socjalistą i że socjalistyczni myśliciele torowali drogę nazizmowi: „Jest rzeczą znamienną, że najważniejsi prekursorzy narodowego socjalizmu: Fichte, Rodbertus i Lasalle, są zarazem uznanymi ojcami socjalizmu”. Robili to też zwyczajni karierowicze jak Werner Sombart, o którym Mises w swoich „Wspomnieniach” pisał tak: „Zawsze szukał poklasku szerokiej publiczności. Pisał bzdury, gdyż mógł dzięki nim liczyć na duży sukces. Był niesłychanie utalentowany, a mimo to nigdy nie zechciał na serio myśleć i pracować. Cierpiał na ciężką chorobę zawodową niemieckich profesorów, manię wielkości. Gdy było modne bycie marksistą, przyznawał się do bycia marksistą. Gdy Hitler przejął ster, pisał, że Führer otrzymuje przykazania od Boga”. Dzięki wysiłkom takich ludzi „państwo uległo procesowi socjalizacji, socjaldemokracja zaś przeszła przez proces nacjonalizacji” – stwierdza Hayek.
Zresztą to nie jest tak, że tylko autor coś takiego sobie napisał i że można na to machnąć ręką, jako na wytwór liberalnej ideologii. Przecież sam Hitler głosił, że jego państwo jest zarówno prawdziwą demokracją, jak i prawdziwym socjalizmem. W jednym z wystąpień w lutym 1941 roku stwierdził, że „narodowy socjalizm i marksizm są zasadniczo tym samym”. Warto w tym momencie zwrócić uwagę jeszcze na kwestię stosunku do liberalizmu, już wcześniej częściowo omówioną: „Hitleryzm posuwa się nawet tak daleko, że rości sobie pretensje do roli protektora chrześcijaństwa, i jest zastraszającym faktem, że nawet ta niewybredna mistyfikacja zdolna jest wywrzeć pewne wrażenie. Lecz jeden fakt wyróżnia się z całkowitą wyrazistością w całej tej mgle: Hitler nigdy nie rościł sobie pretensji do reprezentowania prawdziwego liberalizmu. Liberalizm wyróżnia się jako doktryna najbardziej przez Hitlera znienawidzona”. Nienawiść ta nie zapisała się jakoś wyraźniej w historii, bo nie miała okazji – gdy Hitler doszedł do władzy, to liberalizm w Niemczech był już faktycznie martwy.
Jak odseparowano te liberalne elementy od socjalizmu i jak dodano tu nacjonalizm, który dla większości socjalistów jest jednym z głównych wrogów? Hayek pisze tak: „Bez wątpienia żaden czynnik ekonomiczny nie pomógł tym ruchom [faszyzmowi i nazizmowi – przyp. autora] bardziej niż zazdrość niezamożnych reprezentantów wolnych zawodów, inżynierów czy pracowników z wyższym wykształceniem, w ogólności »proletariatu w białych kołnierzykach«, żywiona w stosunku do kolejarzy, zecerów i innych członków najsilniejszych związków zawodowych, których zarobki wielokrotnie przekraczały ich własne”. Narodowy socjalizm to socjalizm „klasy średniej”, która z racji wcześniejszych cząstkowych sukcesów socjalizmu, przestała być de facto klasą średnią. Dodać do tego wspomniany wcześniej wątek Żydów dominujących w handlu i nagle widać jak łatwo było wzbudzić antykapitalistyczny resentyment, w którym miejsce „plutokratów” zajęła określona nacja.
Ważnym elementem książki jest krytyka niemieckiego klimatu intelektualnego, przeplatająca się dość często z tematem socjalizmu i planowania. Narodowy socjalizm nie napotkał zbyt wielkiego oporu ze strony przedstawicieli nauk społecznych, choć i tak był on u nich zdecydowanie większy, niż ze strony przyrodników. Niska kultura filozoficzna tych drugich, w połączeniu z ideologią zrodziła „potworki” w postaci licznych pseudonauk, cenzury i zwalczania autentycznej nauki, uprawianej przez Żydów. Teorii względności, która miała być żydowskim spiskiem, przeciwstawiano „fizykę nordycką”, choć to chyba nadal mniejszy zabobon, niż głoszenie centralnego planowania.
Hayek uważał, że: „Życie intelektualne polega na wzajemnym oddziaływaniu jednostek posiadających odmienną władzę i różne poglądy. Rozwój rozumu jest procesem społecznym opartym na istnieniu takich właśnie różnic. Z samej swej istoty rezultaty tego procesu nie są możliwe do przewidzenia. (…) „Planowanie” czy „organizowanie” rozwoju rozumu, a co za tym idzie, postępu w ogóle, zawiera w sobie sprzeczność. Pogląd, że umysł ludzki powinien „świadomie” kontrolować swój własny rozwój, myli rozum indywidualny, który jako jedyny może cokolwiek „świadomie kontrolować”, z międzyosobniczym procesem, dzięki któremu rozwój ten zachodzi”. Ten nacisk socjalistów na planowanie spotkał się z uznaniem szerokich mas, które nie są w stanie pojąć procesów rynkowych i postrzegają je jako właśnie brak decyzji jakiejś świadomej istoty. Hayek nazwał to „niepełnym, a więc błędnym racjonalizmem” i takie błędne przekonanie o swoich racjach komentuje bogato w swoich innych książkach.
Oficjalnym celem centralnego planowania jest sytuacja, gdy człowiek jest celem, a nie środkiem, ale nie sposób wziąć pod uwagę wszystkich indywidualnych upodobań, więc w praktyce człowiek staje się środkiem dla tak abstrakcyjnych celów, jak „dobrobyt społeczny” czy „dobro społeczności”. Skale wartości mogą istnieć tylko w umysłach jednostek, a to oznacza, że istnieją tylko skale cząstkowe i są one z konieczności różne i często niezgodne ze sobą. Faktycznie funkcjonująca gospodarka planowana, ma więc też charakter nakazowy i opresyjny.
Odrzucenie kalkulacji ekonomicznej rodzi problemy nie tylko natury praktycznej, takie jak niedobory towarów w sklepach, ale i teoretyczne. Ma być jeden planista czy kilku? Zazwyczaj zaczyna się od kilku, ale mają oni problem ze skoordynowaniem swoich zupełnie różnych planów dla różnych gałęzi gospodarczych i dla opanowania tego chaosu wysuwana jest potrzeba powołania jednego „dyktatora gospodarczego”, szybko stającego się dyktatorem par excellence: „Kontrola ekonomiczna nie jest po prostu kontrolą jakiegoś wycinka ludzkiego życia, który da się oddzielić od całości; jest to kontrola środków niezbędnych do osiągnięcia wszelkich naszych celów”. Nie jest więc prawdą, że władza centralnego organu planowania „nie byłaby większa, niż suma władzy sprawowanej przez prywatne rady dyrektorów”, jak twierdził przywołany przez Hayeka Lippincott, bo dyrektorzy prywatnych firm mogą mieć różne cele i je realizować na swój sposób, a przy centralnym planie wszystkim narzucona zostanie jedna wizja działalności gospodarczej.
Socjaliści deklarują często, że chcą uniknąć totalitaryzmu za pomocą dyskusji parlamentarnej. Jednakże według Hayeka dyskusja parlamentarna służy oficjalnemu odpieraniu zarzutów, zapobieganiu nadużyciom i niewielkim poprawkom prawa. Nie można zarządzać za jej pomocą, bo sprowadza się to do wyboru osób z władzą absolutną: „Przekazywanie szczegółowych zadań technicznych odrębnym ciałom, jeśli ma charakter stały, stanowi (…) pierwszy krok w procesie, w którym demokracja, wdawszy się w planowanie, stopniowo wyzbywa się swej władzy.” Lepszym sposobem chronienia wolności są dla niego rządy prawa: „rząd we wszelkich swych działaniach związany jest regułami, które wcześniej zostały ustalone i ogłoszone. Są to reguły, które pozwalają przewidzieć z dużym stopniem pewności, w jaki sposób władza użyje uprawnień do stosowania przymusu w danych okolicznościach, a także umożliwiają na podstawie tej wiedzy planowanie własnych indywidualnych spraw”.
Podsumowując, demokracja bez rządów prawa prowadzi do częściowego socjalizmu, zaś ten może zostać w pełni urzeczywistniony przez środowiska, gotowe zerwać z ideami demokratycznymi, gdy tylko sformułują przekonujący, kolektywistyczny program o charakterze ekskluzywnym, trafiający do mas wiecznie pogrążonych w jakimś resentymencie. Narodowy socjalizm to socjalizm „proletariatu w białych kołnierzykach” i jego nacjonalistyczny wydźwięk ma charakter przypadkowy i doraźny. Poprzednicy nazistów nie byli przeciwni „socjalizmowi obecnemu w marksizmie, lecz elementom liberalnym, jakie są w nim zawarte, jego internacjonalizmowi i demokracji. Gdy zaś stopniowo okazywało się, że to właśnie te elementy stanowią przeszkodę w realizacji socjalizmu, socjaliści z lewego skrzydła zaczęli coraz bardziej zbliżać się do socjalistów z prawicy”.
Autor tekstu: Adrian Łazarski, specjalista ds. biblioteki i projektów, Fundacja Wolności Gospodarczej